Bel Colle Barbaresco DOCG Pajorè 2017

Witam ponownie! Piliście kiedyś nebbiolo? Jeśli nie, to zdecydowanie polecam spróbować tego fantastycznego szczepu. Jeśli natomiast miałbym doradzić dobrą butelkę na pierwszą randkę z nim, moim wyborem będzie nasz dzisiejszy bohater – Bel Colle Barbaresco DOCG Pajorè 2017. Miłej lektury!

Kilka słów wstępu

Gdybym miał wymienić swoje ulubione czerwone szczepy winorośli, nebbiolo z pewnością zajęłoby miejsce na podium. Ta charakterystyczna dla Piemontu odmiana, która póki co nie zrobiła kariery w innych miejscach na Ziemi, rodzi prawdziwie niezwykłe wina. A co w nich niezwykłego? Otóż, gdy są dobrze zrobione, potrafią być mocne jak dęby, ale zarazem eleganckie, ciężkie, a jednak w pewien sposób zwiewne, napowietrzone, bogate i pełne niuansów. Ze znanych mi szczepów być może jedynie pinot noir może pochwalić się nieco podobnym profilem. Pierwszy raz spróbowałem nebbiolo już wiele lat temu, kiedy wino jako takie dopiero zaczynało mnie interesować, jednak minęło trochę czasu zanim znalazło ono drogę do mojego serca. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że podwód tego był dosyć prozaiczny – próbowałem niewłaściwych win. Dopiero gdy spróbowałem nebbiolo od porządnego producenta, zapragnąłem więcej. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Mimo nienajgorszej dostępności nebbiolo w Polsce, pewne rzeczy nieco wyhamowują moją miłość do niego. Najważniejszą z nich jest cena. Niestety, wina oparte na tej piemonckiej gwieździe to prawie zawsze duży wydatek, a te bardziej budżetowe rzadko kiedy reprezentują sobą cokolwiek ciekawego. Powodów wysokich cen nebbiolo jest wiele. Z pewnością należy zwrócić uwagę na: wysoką jakość wielu opartych na nim win, trudności w uprawie i wysokie koszty produkcji. Dodatkowo pozycja jaką osiągnął ten szczep powoduje, że zarówno winiarze jak i importerzy windują ceny, często ponad miarę. Już podstawowe wina powstające w apelacji langhe (na etykiecie zapisywane Nebbiolo Langhe DOC) to w naszym kraju prawie zawsze wydatek ponad stu złotych. Te pochodzące z apelacji bardziej prestiżowych tj. barolo i barbaresco to zazwyczaj dwieście złotych w górę. Cóż, jeśli tak jak ja nie dysponujecie grubym portfelem, czekają Was długie poszukiwania i polowania na okazje.

Z wymienionych powyżej win, barbaresco jest zdecydowanie moim najrzadszym wyborem. Czemu? Z pewnością nie przez brak ciekawości czy chęci poznania. Powodem jest zdecydowanie lepsza dostępność jego starszego brata – barolo, czy niższe ceny nebbiolo langhe. Z tych powodów spróbowane przeze mnie Barbaresco policzyłbym na palcach dwóch rąk, wliczając w to supermarketowe wynalazki. Nie mam zatem wielkich podstaw do mądrowania się na jego temat. Podpierając jednak niewielką praktykę wiedzą teoretyczną oraz analogiami do barolo, spróbuję je krótko scharakteryzować. Powstające w stu procentach z nebbiolo, barbaresco to ciężkie, strukturalne, zniuansowane czerwone wino, prezentujące zwykle nuty czerwonych owoców, róż, fiołków, smoły, lukrecji czy trufli, taniczne i kwasowe. Chociaż podobne do barolo, jest zwykle od niego lżejsze, bardziej kobiece, a także szybciej gotowe do picia. Rozbieżności te wynikają m.in. z różnic w terroir między tymi dwoma apelacjami oraz zwykle krótszego okresu jakie barbaresco spędza w beczkach. Na Bel Colle Barbaresco Pajorè DOCG 2017 – naszego dzisiejszego bohatera – natknąłem się jakiś czas temu, przeglądając portfolio lubelskiego Magia del Vino. Ze względu na nieznanego sobie producenta i podejrzanie niską cenę, nie zainteresowałem się nim jednak od razu. Do tematu powróciłem dopiero po przeczytaniu bardzo zachęcającej recenzji dotyczącej rocznika 2018 tego wina, znalezionej na portalu Winicjatywa. Szybko przejrzałem Internet w poszukiwaniu  innych opinii i stwierdziłem, że wino warte jest wypróbowania. Tym bardziej, że cena jak na Barbaresco, do tego z prestiżowego cru, była zachęcająca – 130 złotych, tyle obecnie kosztuje zwykłe nebbiolo langhe. Winifikowane w zbiornikach ze stali nierdzewnej, przeszło następnie macerację pofermentacyjną i fermentację malolaktyczną. Dalej przez dwadzieścia cztery miesiące dojrzewało  w dużych dębowych beczkach, by ostatecznie przez sześć miesięcy układać się w butelce. Jak wypadło? O tym poniżej.

Wrażenia z degustacji

Wino przywitało mnie nieśmiałym nosem złożonym z nut żurawiny i wiśni oraz mocnym uściskiem nieco suchych tanin. Zacząłem nawet niepokoić się, że może jednak otworzyłem tę butelkę za wcześnie. Wraz z napowietrzaniem się wina moje obawy jednak malały. Po kilkudziesięciu minutach od otwarcia aromaty znacznie się wzmocniły, a taniny nieco zelżały i zmiękły. Po dwóch godzinach było już bardzo przyjemnie. W nosie w całej okazałości pokazała się wiśnia we wszystkich jej aspektach – skórki, miąższu i pestek, a po dłuższym czasie także owocu w likierze. Pojawiły się nuty przypalonego drewna i dymu, gorzkiej czekolady, a momentami także suszonych kwiatów, wanilii, skórki mandarynki i róż. Wino nie jest może przesadnie skomplikowane czy zniuansowane, przynajmniej jak na nebbiolo, za to dosyć skoncentrowane i bardzo czyste. Aromaty podane są w typowy dla szczepu wyrazisty i przejrzysty sposób (lubię tę przejrzystość nebbiolo😉). W ustach mocnym taninom towarzyszy doskonała świeża kwasowość, świetnie zgrana z pojawiającymi się nutami wiśni i lukrecji. Wino jest bardzo wytrawne, poważne i długo utrzymuje się w ustach. Zdecydowanie warte 130 złotych, które trzeba za nie zapłacić.

Wina, dosyć przypadkowo, miałem okazję spróbować w towarzystwie dyniowo-pieczarkowej, lasagne, doprawionej rozmarynem. Wprawdzie nie pogryzły się ze sobą, jednak brak tu było wartości dodanej. Lepiej pasowało do kawałka parmezanu, z którym sparowałem je później. Z pewnością warto byłoby spróbować go do makaronu podanego z ciężkim mięsnym sosem, takim jak prezentowane ostatnio na blogu ragù, stekiem lub dziczyzną. 4,1/5

Kilka słów na koniec

Na dzisiaj to tyle. Zachęcam do skorzystania z rzadkiej okazji, by spróbować naprawdę dobrego nebbiolo za relatywnie niską cenę. Możecie otworzyć je teraz, lub odłożyć na później. Chociaż już gotowe do picia, będzie rozwijać się, przynajmniej przez następna dekadę. By w pełni cieszyć się winem, radzę zaopatrzyć się w duży kieliszek, taki jak do burgundów. Ja korzystałem z dobrego i relatywnie niedrogiego Schott Zwiesel Taste o pojemności 660 mililitrów. Szkło o pojemności pół litra to zdecydowanie najmniejsze jakiego powinniśmy użyć. Jak zwykle, w oczekiwaniu na następne wpisy, zachęcam do śledzenia mojego Instagrama, gdzie znajdziecie dodatkowe treści. Do zobaczenia wkrótce. Cześć!

Dodaj komentarz