Winobranie 2023

Cześć. Poniższy tekst miał się ukazać już kilka tygodni temu, jednak niewielka ilość wolnego czasu i moje ciągłe wątpliwości co do charakteru jaki powinien przybrać, sprawiły że zaliczył spory poślizg. Od zakończenia Winobrania 2023 minęły już prawie dwa miesiące i uważam, że jest to ostatni dzwonek na jego publikację. Cóż, za rok postaram się bardziej, a teraz zapraszam do lektury!

Kilka słów wstępu

Na wstępie chciałbym podkreślić, że tekst ten nie jest poradnikiem konsumenta. Chociaż wymieniam w nim kilka etykiet które najbardziej mi w tym roku smakowały, moim celem było raczej podzielenie się ogólnymi spostrzeżeniami na temat tegorocznego Winobrania. Ten zyskujący z sezonu na sezon coraz większą sławę festiwal jest największą krajową imprezą poświęconą polskiemu winiarstwu – my w tym roku odwiedziliśmy go już po raz czwarty (wcześniej zaliczając edycje 2018, 2021 i 2022). Głównymi celami naszej obecności na Winobraniu była oczywiście degustacja wina oraz rozmowy z miejscowymi winiarzami. Muszę zaznaczyć, że ta druga aktywność zajmuje nam co raz więcej czasu, co widać po notatkach, które schudły nieco względem poprzedniego roku mimo podobnej liczby wypróbowanych win. Świadomi swoich celów i nauczeni doświadczeniem, pojawiliśmy się w Zielonej Górze w poniedziałek, unikając tym samym weekendowego tłoku i harmidru (sobota, kiedy to żegnaliśmy się z imprezą, pokazała że było to słuszne podejście). Tak jak przez ostatnie dwa lata, nocowaliśmy w Krośnie Odrzańskim, a co za tym idzie – godziny naszej codziennej bytności na zielonogórskim rynku wyznaczały pekaesy. W tym sezonie nie wzięliśmy udziału w żadnym dodatkowym wydarzeniu, takim jak winobusy czy Gala Lubuskiego Wina. Tej drugiej trochę żałuję, do pierwszego zraziłem się natomiast w zeszłym roku za sprawą innych odwiedzających. No dobrze, przejdźmy do konkretów!

Organizacja imprezy

Jak to było zorganizowane?! Autobusy jakieś popodstawiali, czy co?! No i Staszek osiwiał, jak gołąb – mówi w filmie Kiler postać grana przez znanego importera i propagatora wina, Marka Kondrata. Cóż, ja przyglądając się organizacji kolejnej edycji Winobrania nie osiwiałem z przestrachu, jednak przyznaję, że momentami było blisko (podobnie zresztą jak w przypadku poprzednich edycji). Będzie trochę narzekania, więc jeśli nie macie na nie ochoty, przewińcie dalej.

Jak co roku strefę dla wystawców (a co za tym idzie, także dla klientów) zorganizowano w formie umieszczonego na zielonogórskim Starym Rynku miasteczka winiarskiego. Podstawowym i w zasadzie jedynym elementem jego infrastruktury były drewniane domki udostępnione odpłatnie miejscowym producentom. Rozstawiono je koncentrycznie dookoła ratusza i rozlosowano pomiędzy biorące udział w wydarzeniu winnice. Szczęśliwcy trafili miejsca zacienione lub o przyjemnej wystawie. Pozostali przez większość dnia musieli zmagać się z wysoką temperaturą i oślepiającym słońcem. Ten pojawiający się podczas każdej edycji problem niestety do tej pory nie doczekał się rozwiązania. Może warto w końcu pomyśleć nad jakimś dodatkowym zadaszeniem?

Ze względu na brak jakiejkolwiek strefy wspólnej dla odwiedzających, np. w formie rozstawianego pawilonu ze stolikami i ławkami, drewniane domki skupiały jak zawsze całe winobraniowe życie. Były jednocześnie schronieniem dla winiarza i prezentowanych przez niego win, przystanią dla odwiedzających szukających kawałka płaskiej powierzchni by odstawić na chwilę kieliszek, jak i słupem ogłoszeniowym dla organizatorów imprezy, rozwieszających na nich plakaty. Niestety tak duża liczba funkcji powodowała, że momentami dookoła stoisk robiło się dosyć tłoczno. Osobiście często musieliśmy z naszymi notatkami uciekać na schody okolicznych sklepów, lub po prostu krawężnik. Większość winiarzy te dziury organizacyjne łatało własnym sumptem, wystawiając prywatne leżaki, małe stoliki czy skrzynki.

Pozostając w temacie drewnianych domków, warto wspomnieć o ich stanie technicznym. Biorąc pod uwagę, że stanowiska były płatne, moglibyśmy przypuszczać że ów stan był pod kontrolą organizatorów. Nic bardziej mylnego. Zły stan techniczny budek to z pewnością najczęściej wymieniany zarzut wobec włodarzy Winobrania. Osobiście byłem świadkiem wielu usterek, takich jak urywane drzwi, zapadająca się podłoga, straszące gwoździami poodrywane drewniane listwy czy awarie elektryki. Najbardziej irytujące były jednak montowane w otworach okiennych blaty, na których winiarze rozstawiali swoje wyroby. Obluzowane, z wyrobionymi gniazdami montażowymi, potrafiły przy niewielkim nawet nacisku (np. należącego do klienta łokcia) zamienić się w zapadnię, grożąc posłaniem na bruk butelek i kieliszków. Niestety osobiście byliśmy świadkami takiego wypadku. Spokojne winobraniowe poranki winiarze witali zatem wizgiem wkrętarek i stukotem młotków, próbując chociaż trochę poprawić stan powierzonych im stanowisk.

Chociaż hasło reklamowe głosi, że na czas Winobrania władzę nad miastem przejmuje Bachus, winiarze nie są jedynymi aktorami na scenie Starego Rynku. Jak co roku, teren ten gościł też stoisko z winem czekoladowym (sic!, to jak policzek dla prawdziwych winiarzy) i groteskowy namiot należący do koła łowieckiego, pełen wypchanych zwierząt. Tym razem dołączyły do nich jeszcze miody pitne. Prócz wymienionych, przestrzeń Starego Rynku winiarze dzielą także z szeroko pojętą gastronomią. Nie zawsze jest to sąsiedztwo łatwe. Oczywiście ciężko oczekiwać, że istniejące na rynku restauracje zawieszą na czas festiwalu swoją działalność (zwłaszcza, że to dla nich jeden z bardziej dochodowych okresów w roku), jednak sprowadzanie co roku na teren miasteczka winiarskiego obwoźnego stanowiska do wypieku alzackich podpłomyków jest wyrazem całkowitego braku wyobraźni organizatorów. Dobiegające z opalanego drewnem pieca zapachy skutecznie uniemożliwiają osobom w najbliższym sąsiedztwie jakąkolwiek degustację wina (w tym roku problem ten dotyczył min. winnicy Preto). Warto byłoby także przyjrzeć się repertuarowi muzycznemu odtwarzanemu w okolicznych ogródkach piwnych. Wulgarne „hip-hop-polo” lejące się głośników niespecjalnie pasuje do klimatu winiarskiego święta. Ten ostatni zarzut dotyczy zresztą częściowo także muzyki, w towarzystwie której pojawia się na rynku Bachus wraz z bachantkami (musicie wiedzieć, że wjeżdżają oni na teren rynku na kipie pick-upa w takt muzyki elektronicznej, cała ta scena jest dla mnie nieco kuriozalna).

Tak jak w poprzednich edycjach, tak i tym razem organizatorom nie udało się (nie chciało?) wprowadzić oficjalnych winobraniowych kieliszków, które odwiedzający mogliby kupować lub wypożyczać. Pytania o nie słyszeliśmy wielokrotnie, degustując wino. Większość winiarzy radzi sobie z tym w najprostszy sposób, korzystając z plastikowych jednorazówek, co niestety w powoduje produkcję masy dodatkowych śmieci. W rozmowach z nami wielu wystawców deklarowało chęć zapewnienia odpowiedniego szkła własnym sumptem i użyczania go za kaucją. Niestety przez brak odpowiedniej infrastruktury umożliwiającej mycie kieliszków i ich wyparzenie, nie są w stanie tego zrobić. Niektórzy zabierają szkło do domu lub posiłkują się zapleczem w postaci miejscowych lokali gastronomicznych. Niektórzy po cichu myją kieliszki na terenie winobrania, narażając się na kłopoty ze strony sanepidu. Trzeba zaznaczyć, że prócz nas tylko nieliczni odwiedzający dysponowali własnym szkłem.

Na koniec tej części jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, wystawcom po raz kolejny nie zapewniono dostępu do łazienek. Wprawdzie w obrębie rynku znajduje się ogólnodostępny szalet, jest on jednak platyny. Wydaje mi się, że ludziom stanowiącym podobno esencję tej imprezy należałoby zapewnić, w ten czy inny sposób, dostęp do darmowych sanitariatów. Drugim tematem jest promocja lubuskiego wina. Już po raz kolejny byłem świadkiem, jak dopiero po upływie kilku dobrych dni od rozpoczęcia imprezy zaaferowany Pan z ratusza biegał po stoiskach, prosząc winiarzy by opowiedzieli coś o swoich produktach na potrzeby strony internetowej miasta. Na mój komentarz, że to chyba nieco spóźnione działanie, Pan w dosyć obcesowy sposób wyjaśnił mi, że nie wiem o czym mówię. Jeśli nawet tak jest, warto by chyba powściągnąć swój język w rozmowie z klientem imprezy, którą organizuje Pana pracodawca. Nie sprawdziłem niestety jakiej jakości informacje zostały zredagowane na podstawie tego bardzo pośpiesznego i pobieżnego „wywiadu”.

Ludzie

No dobrze. Ponarzekałem trochę, teraz przejdźmy do przyjemniejszej części. Chciałbym powiedzieć kilka słów o ludziach, których spotkaliśmy podczas Winobrania. Z naszej perspektywy oczywiście najbardziej istotni byli winiarze i to głównie z nimi wchodziliśmy w interakcje. Przez te kilka sezonów zdążyliśmy już dosyć dobrze zapoznać znaczną część z miejscowych producentów i na Winobraniu czujemy się prawie jak u siebie. Chociaż w tym roku odbyliśmy jeszcze więcej rozmów z jeszcze większą liczbą osób niż w roku poprzednim, to jednak nadal nie udało nam się odwiedzić wszystkich wystawców. Spodziewam się, że z roku na rok będzie o to tylko trudniej ze względu na ciągle wzrastającą frekwencję. Pomimo tego, że kilka winnic w ostatnich latach zrezygnowało z udziału w imprezie (szkoda mi szczególnie Winnicy Adam Płoński), Winobranie zanotowało w tym roku kolejny rekord, goszcząc czterdziestu dwóch wystawców. Poskutkowało to wieloma nowymi twarzami, czy to producentów, czy ich pracowników. W tym miejscu warto podkreślić, że zdecydowana większość winiarzy zdecydowała się uczestniczyć w wydarzeniu osobiście. To bardzo ważne, gdyż nawet najlepszy pracownik (tu chciałbym jednak pochwalić chłopaków z Winnicy Saganum, którzy byli naprawdę dobrze zorientowani w portfolio pracodawcy) nie opowie o prezentowanym winie tyle co jego stwórca, a większość winiarzy opowiadała dużo i chętnie. Na palcach jednej ręki policzyłbym ludzi, z którymi nie mogliśmy złapać wspólnego języka. Wiele czasu spędziliśmy zatem na dyskusjach i dowiedzieliśmy się masy nowych rzeczy. Za wszystkie interesujące rozmowy bardzo Wam dziękujemy!

Zdecydowanie mniejszy kontakt mieliśmy z innymi uczestnikami imprezy. Tak jak w poprzednich latach, aż do późnych godzin popołudniowych na Winobraniu nie było tłumów. Goście pojawiali się raczej pojedynczo, czasami widać było członków jakiejś zorganizowanej wycieczki. Chociaż wiele osób było tu specjalnie dla lubuskiego wina, to jednak dosyć często dało się też słyszeć zaskoczenie obecnością miejscowych winiarzy. Niestety, o ile w roku poprzednim uznaliśmy, że podejście ludzi do wina powoli się zmienia, to podczas tegorocznej edycji wszystko wróciło do „normy”. Znaczna część odwiedzających podchodziła do budek z dziwnym lękiem lub przynajmniej rezerwą. Zachęcani przez winiarzy do darmowej degustacji, często rezygnowali z niej w ogóle i wycofywali się rakiem. Ten nabożny lęk przed winem pozostaje dla mnie zupełnie niezrozumiały. Ponownie też masowo pojawiło się, znane nam z sezonu 2021, pytanie o „słodkie wineczko” czy wspomniane wcześniej „wino czekoladowe”. Mniej w tym roku widziałem także osób, które sporządzały podczas degustacji notatki lub dyskutowały z wystawcami na temat technikaliów (przypominam, że spędziliśmy w tym roku znacznie więcej czasu bezpośrednio przy stoiskach wystawców). Zastanawiam się czy część z tej bardziej świadomej grupy nie porzuciła Winobrania dla Dni Otwartych Piwnic Winiarskich czy organizowanych w Krośnie Odrzańskim Muśniętych. Od czasu do czasu na Starym Rynku pojawiał się ktoś, kto przechodząc postanowił kupić butelkę czy dwie. Większość z tych osób mniej lub bardziej wiedziała czego szuka, zwykle padały pytania o znane już etykiety lub też takie polecone przez kogoś znajomego.

Prawdziwe zainteresowanie miasteczkiem winiarskim zaczynało się dopiero w okolicach godziny osiemnastej, by po zmierzchu stać się wręcz męczącym. Ze względu na potrzebę złapania transportu do Krosna Odrzańskiego, o czym wspominałem wcześniej, nie doświadczyliśmy jednak tego zbyt wiele. Chociaż dwa lata temu żałowałem nieco, że nie możemy poczuć atmosfery winobraniowego wieczoru, to minione sezony skutecznie mnie z tego wyleczyły. Winobranie zmienia się wtedy kompletnie i nie ma tu czasu na pogawędki czy merytoryczne pytania. Winiarze dwoją się i troją, a nawet sprowadzają posiłki, by podołać obsłudze tak wielkiej liczby osób. Sami odwiedzający są zresztą raczej zajęci zabawą i rozmowami w swoim gronie, wino stanowi dla nich raczej tło spotkania towarzyskiego. Czasami ktoś zaprasza znajomych na butelkę, która ostatnio tak bardzo mu smakowała. Jest gwarno i rojno. Ten i ów przesadzi z alkoholem lub pali papierosa tuż przy degustujących (zdarzyła nam się nawet awantura z tytoniem w tle). O intensywności wieczoru świadczą podkrążone oczy winiarza, które widzimy następnego dnia. Bez żalu zatem oddaję wieczór innym.

Wino

Pora na danie główne, czyli wino. Pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy przyjechaliśmy na nasze pierwsze Winobranie, w roku 2018. Moja winna wiedza była wtedy znacznie mniejsza niż obecnie. Kiedy zapytałem pierwszych napotkanych winiarzy o pinot noir, chardonnay czy sauvignon blanc, popatrzono na mnie jak na kosmitę i szybko sprowadzono na ziemię wyjaśniając, że u nas to się nie da, że klimat nie ten etc. Zamiast znanych klasyków, zaproponowano mi wtedy solarisa, johannitera, cabernet cortis czy regenta (z vitis vinifera – winorośli właściwej, regularnie pojawiał się wtedy chyba tylko riesling). Chociaż znane było mi już pojęcie tzw. hybrydy (są to mieszańce vitis vinifera z innymi gatunkami winorośli) to jednak dopiero na Winobraniu dowiedziałem się na ten temat nieco więcej. Byłem wprawdzie nieco rozczarowany, jednak słodkawy solaris całkiem nam wtedy zasmakował i, cóż, pogodziliśmy się z faktami.

W roku 2021 jednak ze zdziwieniem odkryłem, że niemożliwe stało się możliwe. Nagle obok wszechobecnych hybryd wyrosła podobna w swej sile grupa win opartych na vitis vinifera. Prócz coraz to lepszych rieslingów (największym zaskoczeniem była Winnica Marcinowice), pojawiły się także całkiem pijalne pinoty. Wielkim zaskoczeniem dla nas była też jakość win musujących (winnice Gosthorze, Margaret, Od Nowa, Aris). Do tego świetny mainstreamowy debiut w postaci Winnicy Milsko. Z Winobrania powróciliśmy z naprawdę wielką, jak na nasze możliwości finansowo-logistyczne, liczbą butelek, to jest dwudziestoma dwoma.

Następny, 2022 rok tylko zaostrzył apetyty (podobał mi się chyba najbardziej jak do tej pory). Po pierwsze, spotkaliśmy masę ludzi których poznaliśmy w poprzednim sezonie. Po drugie, wina naprawdę zrobiły robotę. Prócz, ponownie świetnych, rieslingów made by Marcinowice, niezłe interpretacje tego szczepu znaleźliśmy także min. w Arisie czy Jakubowie. Ci pierwsi, prócz „króla win białych” zaprezentowali także niezwykle udane pinot noir (w kilku wersjach), za mocną konkurencję mając Winnicę Ingrid (pinoty ogólnie miały się nieźle). Wyjątkowo mocno błyszczały wtedy wina musujące, które w przeciwieństwie do poprzedniej edycji, w większości spędziły znacznie więcej czasu na osadzie, co przełożyło się na ich większą głębię i złożoność (niestety spóźniliśmy się do Winnicy Equus). Milsko zauważalnie poprawiło wina względem poprzedniego roku, a nawet zaprezentowało naprawdę dobrego regenta, który nieco przywrócił mi wiarę w ten zazwyczaj buraczany szczep. Z pewnością odnotowania wymaga też pojawienie się w zeszłym roku sporej reprezentacji win pomarańczowych czy pet-natów. Skok jakościowy win między Winobraniem 2021 a 2022 był moim zdaniem naprawdę duży (mimo już i tak niezłego poziomu edycji 2021).

Po krótkim zarysowaniu tła porównawczego, docieramy do sezonu 2023. Na wstępie chciałbym powiedzieć, że chociaż w mojej ocenie jakość prezentowanych win nie była przełomowa względem roku poprzedniego, to jednak widać ciągły progres. Ten ostatni nie dotyczy zresztą jedynie jakości samych trunków, ale także etykiet czy marketingu. Jak wspominałem wcześniej, niestety nie udało nam się odwiedzić wszystkich wystawców, jak co roku też na kilka butelek po prostu się spóźniliśmy. W tym miejscu chciałbym podziękować gorąco za wszystkie darmowe degustacje (bez nich nie spróbowałbym aż tylu win 😉). Dzięki!

Od pierwszego dnia rzuciliśmy się na wina musujące produkowane metodą tradycyjną, przede wszystkim te od producentów, którzy podobali nam się w latach poprzednich. Z roku na rok winiarze wydłużają czas, jaki spędzają one na osadzie i tym razem, w większości przypadków, nie było inaczej. Wiele win dojrzewało w ten sposób dobrych kilkanaście miesięcy. Wrażenie z pewnością zrobiło na nas portfolio Winnicy Aris, imponującej zarówno jakością, jak i liczbą prezentowanych musiaków. Niekwestionowanym królem było tu Traditio Brut 2020 (3,9/5), dojrzewające aż trzydzieści miesięcy na osadzie. Świetnie zbudowane i poukładane wino, pełne nut drożdżowych i dojrzałych owoców, niepozbawione jednak świeżości. Wypada wspomnieć, że wszystkie pozostałe etykiety producenta prezentowały sobą przynajmniej przyzwoity poziom. Bardzo podobała nam się także Winnica Od Nowa, która tradycyjnie przedstawiła tylko musiaki produkowane metodą tradycyjną. Ich wina jak co roku zaprezentowały mocno kwasowy charakter, jednak dzięki dłuższemu dojrzewaniu wyraźnie nabrały głębi i powagi względem lat poprzednich. Wybijało się tu, w mojej ocenie, Cuvee Brut 2021 (3,9/5) pachnące żółtymi owocami z polskiego sadu, o wspaniałych bardzo świeżych, lekko mineralnych ustach. Jak co roku świetne wrażenie zrobiła na nas Winnica Margaret, tradycyjnie prezentująca niewielkie, ale bardzo mocne portfolio. Podobała mi się min. premierowa Zorza Brut 73 2022 (3,8/5), będąca kupażem pinot noir i chardonnay. Moje serce skradł jednak Blask Sto Brut 2022 (3,9/5), stuprocentowy riesling, o typowo odmianowych nutach cytryn i jabłek, delikatnej drożdżowości i wspaniałej świeżości. To także mój ulubiony ze wszystkich spróbowanych musiaków. Tylko dwie etykiety w tym roku zaprezentowała natomiast Winnica Gosthorze. Gostart Cuvee 2022 (3,8/5) i Gostart Cuvee półwytrawne (3,7/5) to wina bardzo jeszcze młode (jedynie pięć miesięcy na osadzie), ale według mnie z wielkim potencjałem. Już teraz są bardzo przyjemne, młodzieńczo świeże, z wyraźnymi nutami owoców cytrusowych, jabłek i kwiatów, wspartych odrobiną nut drożdżowych. Obiecującego musiaka pokazała w tym roku także Winnica Saint Vincent. Polish Szam an 2021 (3,7/5) to stuprocentowe pinot noir, dojrzewające na osadzie przez 15 miesięcy. Muszę wspomnieć też Equus Sekt Brut 2021 (3,8/5) z Winnicy Equus. Wprawdzie nie udało mi się spróbować go na Winobraniu (nie był sprzedawany na kieliszki), jednak popijam go teraz, pisząc ten tekst. To łagodne i ładnie zbalansowane wino musujące, pachnące jabłkami i gruszkami, wspartymi nutami drożdżowymi i krówką.

Wśród spokojnych bieli jak co roku bardzo dobre wrażenie zrobiły na nas wina oparte na rieslingu. Przodowała tu, bez zaskoczenia, winnica Marcinowice, prezentując króla win białych w kilku odsłonach. Chociaż smakowały mi wszystkie, szczególnie dobre wrażenie zrobił na mnie Riesling wytrawny 2022 (3,8/5), pachnący zielonymi jabłkami, morelą i odrobiną papai. Bardzo odświeżający, dzięki świetnej kwasowości. Wyróżniłbym też słodkiego, bardzo ładnie zbalansowanego Riesling Botrytis 2022 (3,8/5). Świetnie wypadł też Riesling 2021 (3,8/5) z Winnicy Folwark Pszczew, prezentujący nuty jabłek, ziół, moreli, gruszek i cytrynowej skórki. Świeży i kwasowy, ale zaokrąglony sporą ilością cukru resztkowego. Chętnie spróbowałbym go znowu. Bardzo podobał mi się też półsłodki Roter Riesling 2021 (3,9/5) z Winnicy Żelazny, wspaniale pachnący morelami, żółtymi jabłkami, mirabelkami i skórką cytryny. Wyraźnie mineralny. W ustach cytrusowy, kwasowy i długi, o nieco schowanym cukrze resztkowym. Z portfolio tego ostatniego producenta, wymienić mógłbym więcej win, które mi smakowały, np. Chardonnay 2021 (3,8/5). Niestety od zakupu odstraszyły mnie nieco zbyt wysokie ceny narzucone przez winnicę. Wśród bieli bardzo dobrze wypadł też pochodzący z Winnicy EquusGrüner Veltliner 2022 (3,8/5). Ten, chyba jedyny na Winobraniu przedstawiciel tego austriackiego szczepu, zaprezentował się nutami jabłek, gruszek i odrobiną mięty, a także świetną kwasowością i świeżością. Nie najgorzej wypadli także przedstawiciele innego, obecnego w aptekarskich ilościach szczepu, jakim było sauvignon blanc – Winnica Cantina Sauvignon Blanc 2022 (3,7/5) i Winnica Winnogóra Sauvignon Blanc 2021 (3,6/5). To pierwsze ostre i wytrawne, z nutami zielonej papryki, szałwii, piołunu i cytrusów – takie jak lubię. Drugie nieco łagodniejsze o bardziej żółtych aromatach, przypominające bardziej sauvignon blanc z RPA czy Hiszpanii (w kwestii sauvignon blanc producent zrobił duży postęp względem wina zaprezentowanego w roku 2021). Mówiąc o spokojnych winach białych, nie sposób nie wspomnieć o debiutującej w tym roku Winnicy Preto. Chociaż najbardziej smakował mi Souvignier Gris 2022 (3,8/5), świeży lekko pieprzny, prezentujący nuty jabłek i cytryn – po prostu smaczny, to jednak odnotować muszę, że pozostałe wina z portfolio producenta niewiele mu ustępowały. Życzymy powodzenia w następnych sezonach! Zdecydowanie podobało mi się też pachnące czerwonymi jabłkami i arbuzem Pinot Noir Blanc de Noirs 2022 (3,8/5) z Winnicy Ingrid. Na koniec chciałbym wymienić jeszcze jednego słodziaka – Souvignier Gris 2022 (3,8/5) z Winnicy Saganum. To bardzo przyjemne wino o aromatach żółtych owoców, miodu i kwiatów wiciokrzewu, czyste i długo utrzymujące się w ustach.

Wina czerwone na Winobraniu wprawdzie nie dorównują ilością tym białym, jednak ich jakość z roku na rok również jest zauważalnie lepsza. Podobnie jak w ostatnich latach, bardzo dobrze zaprezentowały się wina na bazie pinot noir. Drugi rok z rzędu Winnica Marcinnowice zaprezentowała aż dwa takie – Pinot Noir Klony niemieckie 2021 (3.8/5) i Pinot Noir Klony francuskie 2021 (3.7/5). Oba dosyć lekkie, prezentujące nuty czerwonych owoców – głównie wiśni  i czereśni. To pierwsze wypadło jednak nieco ostrzej i zadziorniej na tle bardziej uładzonego kolegi. Bardzo podobało mi się Pinot Noir 2022 (3,8/5) z Winnicy Equus. Dobrze poukładany z aromatami poziomek, mokrej ziemi i runa leśnego, miękkimi taninami i dobrą kwasowością. Miałem też nadzieję na kolejny rocznik pinot noir z Winnicy Winnogóra (poprzedni pojawił się dwa lata temu), niestety producent nie zaprezentował niczego nowego. Za najlepszą czerwień uznaję jednak wino Zweigelt 2021 (3,9/5) z Winnicy Miłosz – dobrze poukładane, kwasowe, pełne wiśni i poziomek oraz nut ziemistych. Nieźle wypadły też czerwienie z PretoCabernet 2022 (3,7/5, kupaż cabernet cortis i cabernet dorsa) i Cabernet Cortis 2022 (3,7/5). Dobrze wspominam też Hiqus Cuvee 2021Winnicy Hiki, której czerwone wina zwykle są dla mnie nieco przyciężkie. Wino, mimo wysokiego alkoholu i tanin, piło się naprawdę dobrze. Z pewnością spodoba się fanom nowoświatowych czerwieni. Ponownie (wino miało premierę w tamtym roku) bardzo smakował mi Regent 2020Winnicy Milsko, liczyłem jednak na nowy rocznik tej etykiety. Co do tego ostatniego szczepu, przyjemnie piło się także zaprezentowany przez Winnicę Cantina, nieco jeszcze szorstki w ustach, Regent 2022 (3,7/5).

Na koniec pozostały nam wina pomarańczowe oraz wszelkiej maści pét-naty. Muszę przyznać, że te dwie kategorie niezbyt często goszczą w moim kieliszku i nie mam na ich temat wielkiej wiedzy. Powodem tego prawdopodobnie jest fakt, że próbowałem głównie win produkowanych w Polsce, gdzie bądź co bądź dopiero wyszły one z niemowlęctwa. Niemniej, nie mogę nie odnotować, że z roku na rok na Winobraniu pojawia się coraz więcej tego typu win oraz że w mojej ocenie smakują one coraz lepiej. Jeszcze w zeszłym sezonie naprawdę ciężko byłoby mi wyróżnić jakąś butelkę (większość win miała mniejsze lub większe niedostatki – za niską kwasowość, małą aromatyczność, nieczyste nuty etc.). Podczas ostatniej edycji kilka win wypiłem jednak z prawdziwą przyjemnością. Jednym z nich był na pewno Pét-nat 2022 (3,7/5) z Winnicy Saint Vincent – pełen truskawek i malin, mocno orzeźwiający z długo utrzymującym się musowaniem. Smakował mi także pochodzący z Winnicy Folwark Pszczew Forange 2021 (3,7/5), kwasowy, pachnący żółtymi jabłkami i kandyzowanymi skórkami cytrusów. Mówiąc o winach naturalnych, nie sposób nie wymienić Winnicy Marcus, w ofercie której znajdziemy ich zdecydowanie najwięcej. Spróbowaliśmy wszystkich. Najbardziej podobały mi się: mocno zbudowany Pét-nat Orange 2022 (3,8/5), pełen żółtych jabłek, jabłkowych pestek i cytrusowych skórek, oraz, dosyć łagodny jak na wino pomarańczowe, Hibe Amber 2021 (3,8/5) – pachnący, jabłkami, ziołami i żywicą.

Kilka słów na koniec

Dotarliśmy do końca mojej opowieści o Winobraniu 2023. W trakcie pisania tekst rozrósł się ponad miarę i uważam, że za rok wskazana będzie zmiana formy (niestety praca nad nim nie szła mi gładko i ujawniła pewne braki i błędy w notatkach, które musiałem w miarę możliwości na bieżąco poprawiać). Gratuluję tym, którzy dotarli do końca. Mam nadzieję, że się Wam chociaż trochę podobało. Następny wpis, także mocno spóźniony, dotyczyć będzie risotto z podgrzybkami. Wprawdzie niedługo już połowa listopada, ale sezon grzybowy póki co nie zamierza się skończyć, dostaniecie więc chyba jeszcze trochę czasu na jego wypróbowanie. Jak zawsze zapraszam no mojego Instagram, gdzie znajdziecie dodatkowe treści. Cześć!

Jedna myśl w temacie “Winobranie 2023

Dodaj komentarz