Dwa niedrogie „musiaki” znad Balatonu

Cześć. Dzisiaj znowu opowiemy sobie o winie. Tym razem dwie butelki należące do lubianej przeze mnie kategorii win musujących.  Zapraszam do lektury!

Kilka słów na początek

Gdybym miał wskazać jedno wino, które zdominowało poprzednią dekadę, bez chwili zwłoki wskazałbym pochodzące z włoskiego Veneto prosecco. Marketingiem i przystępnością zdobyło ono serca ludzi na całym świecie, czy to pite samo, czy jako składnik koktajli. Masowo podrabiane i sprzedawane „z kija” (prawdziwe prosecco jest zawsze butelkowane), w Polsce stało się nowym szampanem dla całej rzeszy ludzi, zastępując w tej roli Igristoje. Przyznam, że początkowo sam wciągnąłem się w poszukiwania ciekawych butelek. Niestety – im więcej piłem musującej glery, tym większe czułem nią rozczarowanie. Mimo wypróbowania dziesiątek flaszek, tylko kilka wywołało we mnie pozytywne uczucia (choć nazwałbym je raczej letnimi niż gorącymi). Dodatkowo te lepsze kosztowały niestety całkiem sporo, często w okolicach banknotu z Jagiełłą. Drugą, zdecydowanie większą grupę stanowiły natomiast wina nie tyle proste, co wręcz prostackie, wodniste i pozbawione aromatów, często przesłodzone, całkowicie niewarte swojej ceny (a przecież większość marketowych prosecco kosztuje niewiele, około trzydziestu pięciu złotych). Dokładając do tego świadomość degradacji środowiska naturalnego w procesie wytwarzania prosecco oraz zubożenie miejscowego winnego krajobrazu monokulturami glery, moja chęć do sięgnięcia po nie spadła prawie do zera.

Rozczarowany prosecco, coraz częściej sięgałem po wina produkowane tzw. metodą klasyczną, czyli szampańską. Nie wchodząc w szczegóły, w pewnym sensie wymusza ona znacznie bardziej powolny proces produkcyjny. Wino ma więcej czasu, a przede wszystkim aromatotwórczy kontakt z osadem drożdżowym, którego większość win na bazie glery nie zaznała. Dodatkowo wina produkowane metodą szampańską powstają często z najbardziej szlachetnych szczepów, tak jak ich francuski pierwowzór. Daje to w efekcie wina znacznie poważniejsze i aromatyczne, po prostu głębsze. Przez lata dostępność tej kategorii nie była w Polsce najlepsza. Sklepy oferowały zazwyczaj jedynie szampana (którego ceny przez długi czas były dla mnie nie do zaakceptowania), lub – częściej – hiszpańska cavę. W ostatnich latach coś chyba jednak drgnęło. Wprawdzie nie dysponuję tutaj twardymi danymi, jednak wina musujące produkowane metodą klasyczną w mojej ocenie zaczęły w coraz większych ilościach pojawiać się na półkach sklepowych (choć raczej tych specjalistycznych niż marketów). Nowe „klasyczne musiaki” wyrastają też w portfoliach producentów jak przysłowiowe grzyby po deszczu, dotyczy to także polskich winiarzy. Wprawdzie ceny podstawowych win tej kategorii zazwyczaj znacznie przekraczają ceny popularnie dostępnego prosecco, to jednak wrażenia degustacyjne są nieporównywalne.

Dzisiaj chciałbym zaprezentować Wam dwa węgierskie wina musujące, na które natknąłem się przeglądając Winnicę Lidla. Producent obu, Garamvári, to duży gracz z południowego brzegu Balatonu. Według informacji które znalazłem, w 2019 roku należący do niego areał winnic wynosił 85 hektarów. Korzenie rodzinnego interesu sięgają 1990 roku, a w 1999 na runku pojawiły się pierwsze wina musujące tego producenta.  W pierwszej chwili nieco odstraszył mnie ich ciut zaawansowany wiek – są to roczniki 2016 i 2018 (pamiętajmy, że tylko niewielka część produkowanego wina nadaje się do dłuższego starzenia). Pomimo wątpliwości, niska cena (dodatkowo pomniejszona o rabat) przekonała mnie do ich spróbowania. Muszę powiedzieć, że nie żałuję. Za 80 złotych zakupiłem dwa niezłej jakości musiaki, znacznie przewyższające swoją jakością dowolne marketowe prosecco. Nie przedłużając ponad miarę, zapraszam do recenzji.

Garamvári Premium Selection Evolution Rosé 2016

Cena: 49,99zł w sklepie internetowym Winnica Lidla

Siedmioletnie wprawdzie, ale wciąż zaskakująco świeże rosé. Wino powstało w stu procentach ze szczepu pinot noir, będącego jedną ze składowych większości szampanów. Proste i przyjemne. Aromatycznie dosyć typowe dla „roziaków”. Prezentuje głównie nuty owocowe: pojawia się wiśniowy kompot, młode, świeże truskawki, a także cytrusy – pomarańcze i grejpfruty. W tle znajdziemy delikatną drożdżowość, przywodzącą na myśl skórkę jabłka. Niezła kwasowość została lekko zaokrąglona odrobiną cukru resztkowego co sprawia, że wino jest bardzo łatwe w picu. Musowanie jest zdecydowanie jego mocną stroną. Obfite, o drobnych bąblach, długo utrzymuje się w kieliszku i przydaje winu masę kremowości. Proste i przyjemne. 3,6/5

Garamvári Premium Selection Tokaji Furmint 2018

Cena: 49,99zł w sklepie internetowym Winnica Lidla

Tym razem producent postawił na autochtona. Wino powstało w stu procentach ze szczepu furmint, najpopularniejszej odmiany tokajskiej. Z tego powodu podchodziłem do tej butelki z pewnymi obawami. Chociaż furmint świetnie sprawdza się w słodkich tokajskich blendach, winifikowany samodzielnie, na wytrawnie, potrafi być nieco za szczupły, szorstki i ostry, przeznaczony raczej do łączenia z jedzeniem niż picia solo. Moje obawy na szczęście okazały się niepotrzebne. Wino zachowało typowo odmianowe cechy – wysoką kwasowość oraz aromaty jabłek i gruszek, jednak wypadło całkiem przystępnie. Kontakt z osadem dołożył do palety nieco nut drożdżowych i herbatnikowych, pojawiają się też białe kwiaty, a w ustach – cytrusy. Wino ma sporo materii tak w nosie, jak i na podniebieniu. Wspomniana wcześniej kwasowość jest naprawdę wysoka i pełna wigoru, w połączeniu z wytrawnością wspaniale odświeża usta. Musowanie, chociaż nie aż tak kremowe jak u poprzednika, stoi na naprawdę wysokim poziomie i długo utrzymuje się w szkle. Piłem solo, z przyjemnością spróbowałbym również do carbonary albo smażonej ryby. 3,8/10

Kilka słów na koniec

Na dzisiaj to tyle. Admiratorów prosecco zachęcam ze szczerego serca do spróbowania win produkowanych metodą klasyczną (jeśli jeszcze tego nie robicie, rzecz jasna). Jak pokazuje powyższy przykład, nie muszą one być drogie. Wszystkich namawiam do sięgnięcia po powyższe butelki. Chociaż nie pałam przesadną miłością do Winnicy Lidla, to darmowa dostawa nawet pojedynczej butelki jest dużym udogodnieniem. Jeśli macie jakieś pytania – piszcie w komentarzach. Cześć!

3 myśli w temacie “Dwa niedrogie „musiaki” znad Balatonu

  1. Wpis bardzo ciekawy – ja również nie rozumiem fenomenu Prosecco…
    Czy można liczyć na jakiś bardziej „techniczny” wpis, opisujący proces powstawania wina musującego?

    Polubienie

Dodaj komentarz