Mazzei Castello di Fonterutoli Chianti Classico Gran Selezione DOCG 2018

Witam. Dzisiejszy wpis powstał niejako w zastępstwie, gdyż pewne niezależne ode mnie okoliczności pokrzyżowały moje wcześniejsze publikatorskie plany. Godziłem się już nawet z faktem, że znowu zrobi się dłuższa przerwa na blogu i wtedy nagłe spadło na mnie natchnienie. Otworzyłem butelkę Chianti! Zapraszam do recenzji.

Kilka słów wstępu

Chianti jest zdecydowanie jednym z najsłynniejszych win włoskich, symbolem Toskanii. Nazwa ta wielu osobom obiła się o uszy, często za sprawą filmu Milczenie owiec, rzadko kto jednak w naszym kraju dysponuje na jego temat jakąś realną wiedzą. Nawet samo odczytanie słowa „chianti” często sprawia problemy, skutkując miękkim „czianti” (nazwę poprawnie wymawiamy „kianti”). Od siebie powiem – szkoda. Chianti potrafi być naprawdę fascynującym winem. Fascynująca jest także jego historia. Nie trzeba tu nawet sięgać do średniowiecznych korzeni tego trunku – wystarczy skupić się na poprzednim stuleciu, w trakcie którego Chianti najpierw terytorialnie „rozwodniono” decyzjami reżimu faszystowskiego, następnie sprowadzono do poziomu kiepskiego wina stołowego opakowanego w charakterystyczną butelkę fiasco, aż wreszcie uczyniono jednym ze sztandarowych win rewolucji jakościowej, jaka rozegrała się we Włoszech na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Obecnie jest to jedna z winiarskich wizytówek Italii. Chociaż uwiecznione w Zakochanym kundlu pękate butelki w słomianym oplocie nie zniknęły całkowicie i nadal występują jako lep na turystów oraz „ozdoba” wielu restauracji, to jednak nie sposób nie zauważyć, że wśród dzisiejszych Chianti można znaleźć wina naprawdę wybitne. Przynajmniej jeśli skupimy się na apelacji Chianti Classico DOCG (ustanowione za rządów faszystowskich tzw. apelacje satelickie Chianti, niestety nie prezentują już tak dobrego poziomu).

Nasz dzisiejszy bohater jest przedstawicielem nowej (wprowadzonej dopiero w 2014 roku) kategorii Gran Selezione, będącej w swoim założeniu szczytem jakościowej piramidy Chianti Classico. Co ciekawe, jej powołanie podzieliło środowisko winiarskie, a część winomanów uznała takie posunięcie wręcz za skok na kasę. Chociaż Chianti Classico jest częstym  gościem w moim kieliszku, aż do dziś niestety nie miałem przyjemności spróbować butelki z tej najwyższej kategorii, nie mogłem więc tego zweryfikować. Zakładałem, że być może w krążących opiniach jest trochę prawdy, z drugiej jednak strony wiele Gran Selezione zbiera wśród fachowców doskonałe recenzje. Biorąc pod uwagę powyższe, podszedłem do degustacji z dużą ciekawością. Na szczęście nie zawiodłem się.

Prezentowane wino powstało w 100% ze szczepu Sangiovese. Winogrona użyte do jego produkcji są wyborem z kilku najlepszych siedlisk należących do producenta – reprezentującego, dodajmy, ścisłą toskańską czołówkę. Winifikacja przebiegała w kadziach stalowych, następne wino osiemnaście miesięcy spędziło w pięciusetlitrowych beczkach z francuskiego dębu – częściowo nowych, a dalej jeszcze cztery w zbiornikach cementowych. W efekcie otrzymaliśmy wino eleganckie i wielowarstwowe, a jednocześnie pełne wigoru i świeżości. Warto podkreślić też, że chociaż przed nim jeszcze długie życie, już teraz jest ono w pełni otwarte i gotowe do picia. Tak wczesna dostępność nie jest zasadą dla win tej klasy. W Polsce dostępność omawianej etykiety jest bardzo ograniczona, a ceny niestety wysokie, oscylujące wokół 250zł. Ja swoją butelkę nabyłem w niemieckim sklepie internetowym Superiore.de. Dzięki zachęceniu kilku osób do złożenia wspólnego zamówienia (co pozwoliło zmniejszyć koszty wysyłki), zapłaciłem około 165zł. Według mnie to świetna cena za wino tej jakości.

Wrażenia z degustacji

W kieliszku ciemnobordowe, transparentne pod światło. Nos na początku lotny, perfumowany, z aromatami kwiatów, słodkiego tytoniu i drewna sandałowego. Owoce – wiśnie i czereśnie – są również obecne, jednak pojawiają się głównie w tle. Uderza niezwykła czystość aromatów. Po kilkudziesięciu minutach od otwarcia butelki nos staje się nieco cięższy, kwiaty znikają. Nutom drzewnym i tytoniowi towarzyszą teraz ciemne wiśnie, dym i spalone drewno. Temu nieco „dusznemu” nosowi przeciwstawione są bardzo świeże w odbiorze usta. Doskonałej jakości owoc spod znaku dojrzałej wiśni, muśniętej lekko skórką mandarynki, przechodzi w długim finiszu w przyjemną pestkowość. W tle ukrywa się odrobina przypraw, nuty ziemi i minerałów. Gładkie, kamienne w odbiorze taniny są bardzo precyzyjne i nieprzesadzone. Wysoka, pełna wigoru kwasowość spływa kroplami na język i wraz z delikatną słonością daje winu dużo świeżości. Mimo że cukier resztkowy jest nieznaczny, cały czas daje poczucie lekkiej słodyczy, co dodatkowo podbija nuty owocowe. Uważam, że to wspaniałe wino. Dosyć delikatne i finezyjne, a jednak z kwasowym nerwem i pazurem. Eleganckie, ale młodzieńcze zarazem. Świetnie zbalansowane. Chociaż wycyzelowane, to bez trudu rozpoznaję w nim ducha Chianti. Nie nudziłem się nawet przez chwilę.

Wprawdzie wino degustowałem bez towarzystwa jedzenia, jednak wypada powiedzieć parę słów na temat możliwych połączeń. Ze względu na charakter wina, nasuwają mi się te klasyczne: z pewnością świetnie sprawdziłoby się do makaronu jajecznego z jakimś czerwonym ragù. Prócz past z mięsnymi sosami, dobrym towarzyszem powinno być też grillowane mięso, np. stek wołowy, dziczyzna czy długodojrzewające sery. Osobiście najchętniej spróbowałbym go z przyprawionym ziołami, czerwonym ragù z kaczki… o czym być może już niedługo.

Dodaj komentarz